W ostatnich dniach pojawiły się informacje o pracach Ministerstwa Zdrowia nad nowymi regulacjami dotyczącymi sprzedaży alkoholu, m.in. zakazem na stacjach benzynowych i w uzdrowiskach, a także poselskimi wprowadzającymi prohibicję od 22 do 6. Zmiany te mają mieć charakter ogólnokrajowy i objąć jednolitym systemem cały kraj.
- Gdyńska uchwała miała być w październiku, ale raczej nie będzie (teraz).
- Wyścig Ministerstwa Zdrowia, posłów i samorządów (brak spójności).
- Mówimy o sprzedaży, a miliony na reklamę?
- Temat, w którym merytoryka przegrywa z PR-em.
Tymczasem w samorządach trwa gorąca dyskusja o wprowadzaniu lokalnych zakazów nocnej sprzedaży alkoholu, opartych na przepisach sprzed lat, które już dawno nie przystają do dzisiejszych realiów. Uchwały procedowane dziś w wielu miastach mogą za chwilę stracić rację bytu, bo państwo pracuje nad przepisami, które całkowicie zmienią zasady gry.
I właśnie tu tkwi sedno problemu. Nie ma współpracy. Nie ma wspólnej wizji. Jest chaos.
Samorządy inwestują czas, środki, energię i pieniądze w opracowywanie regulacji, które – jeśli wejdą nowe przepisy centralne – okażą się niezasadne i martwe w momencie podpisania. To klasyczny przykład braku stabilności prawa, który prowadzi do marnowania publicznych zasobów i budowania frustracji, zarówno wśród urzędników, jak i mieszkańców.
Zamiast wspólnego celu jest wyścig – kto pierwszy wprowadzi zakaz, kto głośniej ogłosi „walkę z alkoholem”. Ale walka toczy się nie z problemem społecznym, tylko o popularność.
Bo prawdziwe zagrożenie to nie brak uchwał, lecz alkohol, używki i coraz młodsze ofiary uzależnień. Tymczasem rozproszone decyzje, brak koordynacji i niejasne prawo powodują, że działania stają się pozorne: dużo emocji, mało skuteczności.
Mamy promocje 12+12, uśmiechnięte „gwiazdy”, które raczą się kolejnymi trunkami i są we wszelkiego rodzaju reklamach. W przypadku wyrobów tytoniowych na opakowaniach mamy skutki zażywania, a butelki z alkoholem są coraz bardziej kolorowe i „atrakcyjne”.
Polska potrzebuje spójnych, stabilnych regulacji i jasnego podziału odpowiedzialności między rządem a samorządami. Bez tego każde działanie będzie wyglądało jak gaszenie pożaru kubkiem wody.
Nie potrzebujemy kolejnych zakazów uchwalanych „na wyścigi”. Potrzebujemy rozsądku, współpracy i stabilnego prawa, które faktycznie chroni społeczeństwo, zamiast tworzyć wrażenie działania.